PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2023-12-11
Metal Hammer 01/2024

Metal Hammer 01/2024

TSA Dream Team, Dimmu Borgir, Tarja, Cirith Ungol, Sadism, Zespół Sztylety, Bad Wolves, Magnum, Manbryne.

SPIS TREŚCI 

ZGRZYT           3

HARD FAX       4

TSA DREAM TEAM     6

DIMMU BORGIR         10

PODSUMOWANIE ROKU        12

TARJA TURUNEN        16

SERENITY        18

ZESPÓŁ SZTYLETY       20

CIRITH UNGOL            22

KNIFE  24

MANBRYNE    26

REBAELLIUN   28

EKTOMORF     30

THE BEATLES   32

BAD WOLVES  34

ABOMINATED36

RTĘĆ   38

COBRA SPELL  40

SATAN'S FALL  42

MAGNUM       44

SADISM           46

RECENZJE        48

ZA PROGIEM   55

EPICENTRUM  56

BOOK ZAPŁAĆ57

ZAFOCENI       58

ODGRUZOWANI         59

MADE IN FINLAND     60

PRZEWODNIK PŁYTOWY        62

DIE YOUNG     66

 

 

ZGRZYT

 

Czy to ma sens?

 

W listopadzie Judas Priest udostępnił na platformach streamingowych dwa utwory ze swojej płyty, która do fanów trafi... dopiero w marcu. Można się spodziewać, że wcześniej poznamy jeszcze kilka numerów z tej płyty...

Naprawdę, tęsknię za czasami gdy płytę poznawaliśmy w dniu premiery, gdy pojedynczy singiel był kartą, która mogła oznaczać wszystko. Oczywiście rozumiem znak czasów – wszystko jest: „szybko”, „już”, „teraz” ale w tym pędzie popadamy w beznadziejną powierzchowność.

Chcę zabrzmieć jak stary dziad, a więc: pamiętam dzień, w którym przyniosłem do domu „Painkiller” wydany na pirackiej kasecie firmy Elbo. Co to było za wydarzenie – otwierający album utwór tytułowy rozerwał mnie na strzępy! „All Guns Blazing” kopało już leżącego a podnieść mnie do pionu mógł tylko „A Touch Of Evil”... I tak w kółko przez kilka miesięcy – słuchało się tej kasety, dopóki wysłużona wieża firmy „X” nie wciągnęła śmiertelnie jej taśmy w głowicę. Potem trzeba było kupić nowy egzemplarz... Do czego zmierzam? Efekt końcowy był taki, że każdy utwór z „Painkiller” potrafię zaśpiewać do dziś (nawet nagle obudzony tuż po sylwestrowej imprezie). Każda nuta, każdy riff i zaśpiew Halforda stanowią nieodłączną część mojego jestestwa. Czy tak samo będzie z „Invicible Shield”? U mnie – być może – bo mam w sobie ten dawny nawyk, że płyta mojego ukochanego zespołu to świętość, którą trzeba celebrować długo i z namaszczeniem.

I tego właśnie nawyku życzę na Nowy Rok wszystkim, którzy jednym palcem przewijają kolejne nowości na Spotify, lajkując jednego dnia sto utworów, do których algorytm być może nigdy już nie pozwoli im wrócić.

 

Darek Świtała

 

ALBUM MIESIĄCA

 

TSA DREAM TEAM

„Live 2021''

(Mystic)

 

W poprzednim numerze recenzowałem płytę „Niezwyciężony”, działającej równolegle na rynku inkarnacji TSA Janusza Niekrasza i Marka Kapłona. Napisałem wówczas, że tak samo jak z „Niezwyciężonego”, cieszę się z zapowiadanej na początek grudnia nowej muzyki TSA Dream Team, czyli formacji dowodzonej przez Marka Piekarczyka i Stefana Machela. Przecież, jak mówi stare przysłowie: od przybytku głowa nie boli... Niestety, szumnie zapowiadana nowa studyjna muzyka TSA Dream Team okazała się jak na razie jednym utworem, który mimo chłodnej aury za oknem, nie zdołał wywołać u fanów tej muzyki większych rumieńców. Czekamy więc na kolejne nagrania, a w tej chwili warto przyjrzeć się nowej koncertowej płycie „Live 2021”, zarejestrowanej 4 września 2021 roku w Arenie Gliwice w składzie: Marek Piekarczyk, Andrzej Nowak, Stefan Machel, Paweł „Bejbi” Mąciwoda, Zbigniew Kraszewski z gościnnym udziałem Marii Stańczyk-Mąciwody. Jak się miało okazać - był to ostatni koncert zespołu w takim składzie (kilka miesięcy później, 4 stycznia 2022 roku zmarł Andrzej Nowak...)

Znamienne, że TSA Dream Team - dowodzone przez Marka Piekarczyka i Stefana Machela - postanowiło teraz przypomnieć o muzyce TSA właśnie poprzez wydawnictwo koncertowe. Bo przecież to inna koncertowa płyta: „Live” - wydana 41 lat temu (sic!) - wyniosła TSA na szczyt. Czy teraz „Live 2021” będzie przyczynkiem do podobnego sukcesu? Wątpię, mamy bowiem inne czasy, inne (aż dwa) wcielenia TSA, a i utwory, które zaprezentował zespół w gliwickiej Arenie są fanom doskonale znane. Napiszę dobitnie: szkoda, że w repertuarze zabrakło tego dnia choćby jednego nowego numeru...

Słyszałem, jak brzmiała surowa wersja materiału zarejestrowanego w Gliwicach. Żaden producent nie dawał jej większych szans – surowe ścieżki instrumentów (i to nie wszystkich – sic!), zachwiany balans, nierówności... A jednak udało się i - czy koncert, który rozpoczyna się tak znakomitym utworem jak „Maratończyk” może być złym koncertem? Tym bardziej, że grupa gra tu nieco inaczej - bardziej bluesowo – słychać to i w zagrywkach Nowaka i w wokalizach Marka Piekarczyka, ale też w ogólnym klimacie koncertu.

Zespoł gra napędzany jakby siłą własnej legendy – przecież „Alien”, „Wpadka”, „Pierwszy Karabin” czy „Trzy Zapałki” to – w wykonaniu tych Panów – samograje... Ale, wieńczące album „Trzy Zapałki” są takim papierkiem lakmusowym tego, z czym mamy do czynienia... W poruszającym intro, Andrzej gra inaczej: prosto, oszczędnie, bez udziwnień, które wcześniej niejednokrotnie stosował... Czyżby czuł, że to ten ostatni raz? Że te „Trzy Zapałki” palą się na gryfie pod palcami właśnie dla niego? Porywająco pięknie - jak zawsze - ale też jakoś bardziej przejmująco niż zwykle łka tutaj jego gitara... A wszystkie instrumentalne potknięcia przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Fajnie, że zespół zdecydował się je zostawić – tym bardziej przekonującym świadectwem jest ta płyta.

 

Darek Świtała

powrót do listy