PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2022-12-14
Metal Hammer 12/2022

Metal Hammer 12/2022

Candlemass, The Cult, Ugly Kid Joe, Uriah Heep, Deep Purple, Hellium, Nieznany Wykonawca, Collage, Skid Row, Kampfar, Nickelback, Jarek Szubrycht, Sceptic, Izzy And The Black Trees, Spell, Ketha, Dead Cross, Wij, Hostia


Metal Hammer 12/2022 

SPIS TREŚCI

Zgrzyt 3
Hard Fax 4
Candlemass 6
The Cult 10
Ugly Kid Joe 14
Uriah Heep 16
Deep Purple 18
Hellium 20
Nieznany Wykonawca 22
Collage 24
Skid Row 26
Kampfar 28
Nickelback 30
Na Zachód Od Metalu 32
Jarek Szubrycht 34
Sceptic 36
Izzy And The Black Trees 38
Spell 40
Ketha 42
Dead Cross 44
Wij 46
Recenzje 48
Epicentrum 58
Woda Dla Kuców 59
Za Progiem 60
Book Zapłać 61
Zafoceni 62
Odgruzowani 63
Hostia 64
Die Young 66

 

ZGRZYT

Mimo całego otaczającego nas syfu...

jesień podarowała nam mnóstwo doskonałych płyt. Naprawdę warto przesłuchać przynajmniej część z nich, bo muzyka może być przecież doskonałym oderwaniem od rzeczywistości.

Z okładki spoglądają na nas weterani z Candlemass, po latach zespół doczekał w końcu należnego mu zainteresowania a nowy album potwierdza ich wysoką formę. Nie inaczej jest z nowym longplayem The Cult; płyta „Under The Midnight Sun” nawiązuje do najważniejszych dokonań grupy z przeszłości, z legendarnym „Love” na czele. Na stronie dziesiątej prezentujemy wywiad jakiego Ian Astbury udzielił naszej dziennikarce Karolinie Karbownik.

Wszystkim, którzy kibicują polskiej scenie polecam wywiad z intrygującym zespołem WIJ. Ich nowa Epka robi naprawdę duże wrażenie, podobnie zresztą jak album powracającego po latach Sceptic. Do kompletu dodajemy wywiad z Wojtkiem Hoffmannem, którego nowy zespół Hellium, lada moment wyda album. Na koniec warto wspomnieć o płytowym powrocie Collage – 26 lat po wydaniu płyty „Safe” zespół wraca z nowym, wybitnym krążkiem.

Darek Świtała

 

 

ALBUM MIESIĄCA

COLLAGE

Over and Out

(Mystic)

Mamy rok 2022 i po ponad ćwierćwieczu oczekiwania kolejną płytę pionierów polskiej muzyki neoprogresywnej - zespołu Collage. Album o dość wymownym tytule „Over and Out” to, jak zawsze, pełna emocji, pejzażysta wędrówka dobrze znanym nam szlakiem, jednak przeniesiona w realia XXI w. I już na pierwszy ogień, dźwiękami monitora funkcji życiowych, które również zamykają tę płytę, rozpoczyna się kompozycja tytułowa. To taka wiadomość od zespołu: Cześć, żyjemy i naprawdę mamy się dobrze. I faktycznie te prawie dwadzieścia dwie minuty zaserwowane na początek pokazują, że chyba mamy do czynienia z jednym z najciekawszych powrotów wydawniczych w historii polskiej muzyki. Kompozycja rozpoczyna się delikatnie, od syntezatorowego loopu uzupełnianego cichymi partiami potencjometrów gitarowych i za chwilę szeptanymi frazami wokalnymi. I tutaj warto wspomnieć, że gitarzysta i wokalista to dwa nowe ogniwa w zespole, które po raz pierwszy będą na płycie wydanej pod tym szyldem. Gitarzysta to doskonale znany w środowisku muzyków i dziennikarzy Michał Kirmuć, który na całej płycie położył ciekawe i momentami urzekające partie. A wokalistą jest tutaj, znany ze współpracy z Quidam, Bartosz Kossowicz. Gdy tylko w wspomnianym otwieraczu wchodzi mocniejszy akcent, który przedtaktem rozpoczyna właśnie wokalista i operuje tam rejestrami środkowymi, brzmi to wszystko naprawdę apetycznie. Tym bardziej, że powoli zaczyna się ta progresywna jazda spod znaku Marillion, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Dość powiedzieć, że wspomniany akcent jest bardzo w klimacie ekspresji Fisha. Mamy tu jeszcze motyw klawiszowy o dokładnie takim brzmieniu, jakie właśnie sobie właśnie wyobrażacie (Ach, Lavender…) i leiste, proste melodyjki gitarowe, czyli… jakby Steve Rothery, który zresztą gra na tej płycie, ale napiszę o tym nieco dalej. Pierwszy kulminacyjny moment nadchodzi około trzeciej minuty. Bardzo prosty motyw gitarowy, później wzbogacony harmonią… ale posłuchajcie co wyczynia tam Szadkowski, który ma przestrzeń. Te agresywne przejścia po tomach w stylu hmm może Neila Pearta i to soczyste brzmienie werbla! W piątej minucie przychodzi miejsce na treściwe, syntezatorowe solo Palczewskiego. A wszystko to z wielkim wyczuciem i smakiem. Zresztą te moogowe pasaże, którymi kiedyś często karmili nas Tony Banks, czy Rick Wakeman są tutaj obecne. Choćby fragment około siódmej minuty, który przenosi mnie gdzieś w okolice płyty Genesis - „A Trick of the Tail”. I tak sobie przeleciały te prawie dwadzieścia dwie minuty bardzo skompresowanej, wielowarstwowej muzyki, gdzie mamy miejsce na wszystko, co najbardziej lubimy. Zmiany klimatu, dynamiki, tempa, rytmiki czy tonacji, ale z zachowaniem chwytliwych fragmentów gdy wchodzą wokale. Drugi na płycie „What About the Pain” rozpoczyna kolejna urokliwa mini-melodyjka gitarowa, która mimo, że przecież nie gra tu Mirek Gil, od razu mówi z jakim zespołem mamy do czynienia. Zresztą, posłuchajcie uważnie partii gitar w tym utworze. A te pauzy przed niemal każdym refrenem? Bardzo przyjemne! I ten dziecięcy chór! I oczywiście sam refren, który po kilku odsłuchach sam odtwarza się w głowie. Trzeci, najkrótszy na albumie, utwór „One Empty Hand” to obok urokliwego motywu fortepianowego prawdziwy popis Kossowicza, który tym razem śpiewa z takim specyficznym wczuciem, które może kojarzyć się z samym Peterem Gabrielem. W następnym „A Moment a Feeling” gdy po nieco ponad dwóch minutach zacząłem się zastanawiać, cóż tu może się wydarzyć, panowie postanowili mnie zaskoczyć wybuchem rwanych fraz glissando organów Hammonda, które się powtarzają i prowadzą do spokojnej oazy. Ależ tam jest agresja i mrok! To jeden z najciekawszych fragmentów na całym wydawnictwie. Uff, cóż za wycieczka! Na koniec płyty mamy utwór „Man in the Middle”, w którym na uroczej fortepianowej progresji akordów jeszcze bardziej po Gabrielowsku śpiewa Kossowicz, a pięciominutowy, niespieszny popis solistyczny daje wspomniany Steve Rothery. Po tych raptem kilku odsłuchach nie sposób przelać na papier wszystkiego co usłyszałem, bo właśnie się zorientowałem, że np. nie napisałem niczego na temat świetnie wpasowanych partii basu Piotra Witkowskiego. Wiem jednak, że to bezapelacyjnie polski album nr 1 roku 2022. Tym bardziej, że zyskuje z każdym następnym odtworzeniem. I jeszcze jedna ważna kwestia. Znów na okładce obraz Zdzisława Beksińskiego, który znakomicie odzwierciedla tę muzyczną treść. Panowie czapki z głów!

Michał Chalota

 

powrót do listy