
Metal Hammer 1/2021
SPIS TREŚCI
ZGRZYT 3
HARD FAX 4
THE DEAD DAISIES 8
PODSUMOWANIE ROKU 12
ANTY ROCK 16
SODOM 18
ANAAL NATHRAKH 20
SOULBURN 22
HARAKIRI FOR THE SKY 24
TURBO 26
RAGEHAMMER 28
MR. BUNGLE 30
CANCERFAUST 32
NA ZACHÓD OD METALU 34
THE FLOWER KINGS 43
MSG 44
ARMORED SAINT 46
MACABRE 48
WAYFARER 50
W STUDIU Z RAMMSTEIN 52
DREAM THEATER 54
BENEDICTION 56
NERVOSA 58
CADAVER 60
RECENZJE 63
ZA PROGIEM 67
EPICENTRUM 68
BOOK ZAPŁAĆ 70
KONCERTY W CZASACH ZARAZY 71
ODGRUZOWANI 72
ZAFOCENI 73
DIE YOUNG 74
ZGRZYT
Jak podsumować rok, który nie przypomina żadnego roku znanego dotychczas ludzkości? Owszem, człowiek ma na koncie wojny, kataklizmy, święte inkwizycje ale ogólnoświatowy „lockdown”? Nic dziwnego, że dla muzyków, których żywiołem jest podróżowanie z koncertami, sytuacja wywołana przez wirusa była (i jest) czymś katastrofalnym. Natomiast, gdybym miał wskazać nieliczne korzyści jakie płyną z obecnej sytuacji to, oprócz zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, jest to na pewno niesamowita ilość nowej muzyki. Muzycy, zamknięci w domach, zabrali się za tworzenie nowych dźwięków. To stąd nowa, doskonała płyta AC/DC czy nowe albumy Metalliki, Ozzy'ego Osbourne'a czy Faith No More, które ukażą się w 2021 roku. Tych nowych płyt, o których wkrótce się dowiemy, powstało dużo, dużo więcej. I z tym pozytywnym przesłaniem, z nadzieją, patrzę w nowy rok 2021. Wierzę zresztą, że zwycięży nie tylko muzyka, ale i ludzie, którzy wyciągną wnioski z tego, co się dzieje obecnie i co działo się w kilku ostatnich, nienajszczęśliwszych latach.
A w Wasze ręce oddajemy nowy numer naszego miesięcznika; mamy nadzieję, że jak zwykle odnajdziecie w nim wiele dla siebie. Piszemy przecież o tym, co pasjonuje i Was i nas – o dobrej muzyce.
Wszystkiego dobrego!
Darek Świtała
ALBUM MIESIĄCA
THE DEAD DAISISES
Holy Ground
(SPV)
Trzon tej, swego rodzaju rotującej supergrupy, od początku stanowi niejaki David Lowy - czyli australijski biznesmen, pilot, oraz od jakichś 20 lat również profesjonalny muzyk. W The Dead Daisies, David pełni rolę gitarzysty rytmicznego, aktualnie skład uzupełniają jeszcze: gitarzysta prowadzący Doug Aldrich (Whitesnake/Dio), perkusista Deen Castronovo (Ozzy/Journey/Bad English), oraz nowy (dołączył w 2019), bardzo cenny nabytek czyli wokalista i basista Glenn Hughes (Deep Purple/Black Sabbath/BCC). To właśnie Glenn bez wątpienia nadał charakteru temu albumowi, poprzez swój styl śpiewania, komponowania i gry na basie. Tytułowy „Holy Ground” ma ten „groove” i „flow” znane z twórczości Glenna, można powiedzieć niebiańską łagodność i piekielną ostrość w jednym. Kolejny utwór; „Like No Other (Bassline)” niczym reaktor atomowy, wręcz rozsadza energią. Basowy groove, refren napędzający całość, a wyśmienite partie gitary Douga jeszcze bardziej napędzają go mocą. Podobnie zresztą jest w następnym - „Come Alive”, ten mocarny riff przewodni to trochę szkoła Dio, a solówka wyjęta jest z jakby z muzyki Whitesnake sprzed dekady - jak wiadomo Doug grał kiedyś w jednym i w drugim rzeczonym zespole. „Bustle And Flow” - to kolejny mistrzowski riff i jest też w tych gitarowych partiach taki „whitesnake’owy” seksapil, a Glenn jak to Glenn, jest wręcz nie do zdarcia! Jego wokalne partie udowadniają, że nieprzypadkowo nosi przezwisko: „Voice Of Rock”. Jest też - „My Fate” - piękna i stylowa power ballada, z wbijającym w ziemię refrenem... Dalej „Chosen And Justified” – bardzo rytmiczny w swojej istocie, zaś melodie Glenna są niepodrabialne i nadają temu kawałkowi funk-metalowego kolorytu. „Saving Grace” to jak dla mnie pokaz znakomitego warsztatu i zgrania sekcji rytmicznej, bowiem ten numer jak to się potocznie mówi buja. W „Unspoken” Glenn posługuje się swoim głosem tak, że może mu zazdrościć niejeden młody wokalista – ta skala, ten feeling to coś po prostu niepodrabialnego! Znalazł się również w tym fantastycznym zestawieniu jeden kower – „30 Days In The Hole” grupy Humble Pie, gdzie obowiązki wokalisty dzielą między siebie Castronovo i Hughes. Perkusista ma w głosie taki charakterystyczny „żwir” i właściwie bardzo dobrze odnajduje się w takim blues-hardrockowym standardzie... Wieńczący album „Far Away” to najdłuższa i najbardziej zróżnicowana kompozycja na płycie. Można ją w zasadzie zrecenzować jednym słowem: epicka! O tym jak pięknie i spokojnie się rozwija zmierzając do szalonego finału nie da się opowiedzieć. Tego trzeba po prostu posłuchać. Fantastyczna, hardrockowa płyta na początek roku! Oby więcej takich!
Michał Czaplicki