PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2023-06-20
Metal Hammer 6/2023

Metal Hammer 6/2023

Metallica, Apocalyptica, Enforcer, Einar Solberg, Monster Magnet, Michał Wardzała, Rotten Sound, Ampacity, Hollywood Undead, Tribulation, Siege Of Power, The Last Of Us, Thif, Roger Glover, Las Trumien, Jethro Tull, Warhaus, Devil Driver


Metal Hammer 6/2023

SPIS TREŚCI

Zgrzyt 3
Hard Fax 4
Metallica 6
Apocalyptica 10
Enforcer 12
Einar Solberg 14
Monster Magnet 18
Michał Wardzała 20
Rotten Sound 22
Ampacity 24
Hollywood Undead 26
Na Zachód Od Metalu 28
Tribulation 30
Siege Of Power 32
The Last Of Us 34
Thif 36
Roger Glover 38
Las Trumien 42
Jethro Tull 46
Recenzje 48
Woda Dla Kuców 56
Za Progiem 58
Odgruzowani 60
Warhaus 61
Devil Driver 62
Made In Finland 64
Die Young 66

 

ZGRZYT

Przed poprzednim deadlinem...

nie dotarła do nas nowa muzyka Metalliki. Podjąłem więc decyzję, że przesuwamy temat okładkowy o miesiąc. Dlatego z „72 Seasons” mierzymy się dopiero teraz. I chyba dobrze, bo opadły pierwsze emocje i można z pewnego dystansu spojrzeć na ten album. Co o nim sądzimy przekonacie się zaglądając na naszą 6 stronę.

W numerze znajdziecie także wywiad z Apocalyptiką zespołem, który istnieje w zasadzie dzięki Metallice – debiutancki album Finów zawierał przecież wyłącznie przeróbki utworów Hetfielda i spółki. O swojej płycie opowiada też Einar Solberg – koniecznie sprawdźcie dlaczego uznaliśmy ten krążek Albumem Miesiąca w poprzednim numerze – to naprawdę wyjątkowa muzyka. Prócz tego proponujemy rozmowy z Rogerem Gloverem, Monster Magnet, Tribulation, Enforcer, Rotten Sound, Jethro Tull i Devil Driver, a o nasze stałe rubryki takie jak Odgruzowani, Made in Finland czy Die Young też na pewno warto zahaczyć.

Darek Świtała

 

ALBUM MIESIĄCA

MAG

Mag II: Pod krwawym księżycem

(Piranha Music)

Pierwsze dźwięki tego albumu – dosłownie kilkanaście sekund otwierającego całość utworu, zresztą tytułowego – kojarzą mi się z sygnałem emitowanym na dworcach przed emisją komunikatu, najczęściej dotyczącego spóźnienia pociągu. A że ja tak już mam, że wszystko jestem w stanie skojarzyć ze wszystkim, to nie uważam tych pierwszych sekund za przypadkowe: otóż „Pod krwawym księżycem” postrzegam nie tyle jako płytę rockową z sześcioma utworami, co jako podróż. Mniejsza już o to, że niekoniecznie w przedziale, a raczej w czterokołowym powozie zaprzężonym w dwa konie. Jedziemy w środku nocy, najpewniej jesiennej, ma się rozumieć. Efekt, który Mag uzyskuje na „Pod krwawym księżycem”, jest zaskakująco odświeżający, co osłupia tym bardziej, że kapela posługuje się totalnie wyeksploatowanymi środkami. Raz jeszcze potwierdza się, że nie trzeba wymyślać koła na nowo – ba, że można konsumować cudze ogony – by robić obezwładniające wrażenie. Mag robi wrażenie ociekającymi trójglicerydami i parafiną riffami, a także nastrojem niesamowitości. Idąc od końca, czyli od drugiego z wymienionych czynników… Nie wiem, jak to się dzieje, że Mag śpiewa o stuletnich domach, nekromantach, szczurołapach i alchemikach, i ani przez chwilę nie musi chować się za tarczą konwencji, nie musi mrużyć oka, by słuchacz nie żachnął się, że to jednak przegięta metoda. A tymczasem taki Rhapsody of Fire śpiewa, mniej więcej, o porównywalnych banialukach, i człowiek ma wrażenie, jakby spacerował z nimi po Disneylandzie. Ale różnica pomiędzy Magiem a Rhapsody jest mniej więcej taka jak pomiędzy „Nosferatu wampirem” Herzoga a „Army of Darkness” Raimiego. Na poziomie analizy formalnej wydaje się to efektem nieosiągalnym: przecież to tylko pulsujący doom metal z syntezatorowymi tłami. Jak pisałem, kolosalną różnicę robi jednak nastrój – czyżby spadek odrealnienia po pogrzebanej Diunie, w której grało dwóch członków Maga? – no i fenomenalne interpretacje wokalne.

Maciej Krzywiński

 

powrót do listy