"Slash XXI wieku cieszy jak sprzed lat"!
Można było współczuć Slashowi, gdy zdradził, że na jego płycie w niemal każdym utworze zaśpiewa inny wokalista. Z tego nie mogło wyjść nic dobrego, myślało wielu. Tymczasem ?Slash? ma jedną, czy dwie mielizny, a reszta albumu brzmi jak ?Best Of?? zebrane przez wyjątkowo udane ćwierćwiecze działalności scenicznej Saula Hudsona (to prawdziwe imię i nazwisko naszego głównego bohatera).
(?) To mogło być przekleństwo płyty, na której zmieścili się jeszcze jakimś cudem tak charakterystyczni wokaliści, jak Chris Cornell z reaktywowanego Soundgarden, Andrew Stockdale z Wolfmother, Lemmy z Mötorhead, Iggy Pop, czy ? tak, tak, to nie pomyłka ? Fergie z Black Eyed Peas! Państwo mogli swoim ego zdominować tę płytę, gdyby Slash popełnił jeden błąd. Słabe kompozycje zabiłyby ten krążek. Zostawiłyby niesmak i wrażenie słuchania składaka z gwiazdami z łapanki (?). Ale tu nie ma złych melodii. Nie ma kiepskich riffów.
- tak o najnowszej płycie Slasha pisze Zbigniew Zegler w recenzji zamieszczonej na muzycznych stronach Wirtualnej Polski. Dalej możemy czytać:
Wszystko zdecydowanie z XXI wieku, ale pozwala cieszyć się całością jak longplayami sprzed lat. Równocześnie fantastycznie sprawdzi się w roli singlowych przebojów, udostępnianych pojedynczo jako pliki, czy pokazywanych z teledyskami w telewizji i necie.
My polecamy całość artykułu zatytułowanego "Czary sztukmistrza w cylindrze" oraz oczywiście najnowszą płytę Slasha. ?Slash? już w sprzedaży!